Nowe dowody na manipulację emisjami w celu zwiększenia wartości?

Anonim

Najwyraźniej Komisja Europejska znalazła dowody manipulacji w wynikach testów emisji CO2, wydając pięciostronicowe sprawozdanie, nieujawnione publicznie, do którego Financial Times miał dostęp. Podobno istnieją marki samochodów sztucznie zwiększające wartości CO2.

Branża przechodzi kluczowe przejście — z cyklu NEDC do WLTP — i to w najściślejszym protokole WLTP Komisja Europejska wykryła nieprawidłowości, analizując 114 zestawów danych pochodzących z procesów zatwierdzania dostarczonych przez producentów.

Manipulacja ta jest weryfikowana poprzez zmianę działania niektórych urządzeń, np. wyłączenie systemu Start-Stop i odwoływanie się do innej, mniej wydajnej logiki w stosowaniu przełożeń skrzyni biegów, co zwiększa emisje.

„Nie lubimy sztuczek. Widzieliśmy rzeczy, które nam się nie podobały. Dlatego zrobimy wszystko, co konieczne, aby punkty wyjścia były prawdziwe”.

Miguel Arias Cañete, komisarz ds. energii i działań na rzecz klimatu. Źródło: Financial Times

Według UE jeszcze bardziej ewidentny jest przypadek danych z badań w dwóch konkretnych przypadkach, w których praktycznie niemożliwe jest nieumyślne zafałszowanie wyników, gdy sprawdza się, że badania rozpoczęto z praktycznie rozładowanym akumulatorem pojazdu. , zmuszając silnik do zużywania większej ilości paliwa w celu naładowania akumulatora podczas testów, co naturalnie skutkuje większą emisją CO2.

Według briefingu emisje deklarowane przez producentów są średnio o 4,5% wyższe niż te zweryfikowane w niezależnych testach WLTP, ale w niektórych przypadkach są nawet wyższe o 13%.

Ale dlaczego wyższa emisja CO2?

Najwyraźniej nie ma sensu chcieć zwiększać emisji CO2. Tym bardziej, że w 2021 r. budowniczowie będą musieli przedstawić średnią emisję 95 g/km CO2 (patrz ramka), limit, który stał się trudniejszy do osiągnięcia, nie tylko ze względu na Dieselgate, ale także z powodu przyspieszonego wzrostu sprzedaży modeli SUV i crossover.

CEL: 95 G/KM CO2 NA 2021

Pomimo wymaganej średniej wartości emisji wynoszącej 95 g/km, każda grupa/konstruktor ma do spełnienia różne poziomy. Chodzi o to, jak obliczane są emisje. Zależy to od masy pojazdu, więc cięższe pojazdy mają wyższe limity emisji niż pojazdy lżejsze. Ponieważ regulowana jest tylko średnia floty, producent może produkować pojazdy z emisją powyżej określonej wartości granicznej, ponieważ będą one wyrównane przez inne, które są poniżej tego limitu. Na przykład Jaguar Land Rover ze swoimi licznymi SUV-ami musi osiągnąć średnio 132 g/km, podczas gdy FCA ze swoimi mniejszymi pojazdami będzie musiała osiągnąć 91,1 g/km.

W przypadku Dieselgate skutki afery doprowadziły do znacznego ograniczenia sprzedaży silników Diesla, na których producenci najbardziej zależało, aby osiągnąć narzucone cele redukcyjne, co w konsekwencji przełożyło się na wzrost sprzedaży silników benzynowych (większe zużycie, więcej emisji).

Jeśli chodzi o SUV-y, ponieważ prezentują wartości aerodynamiczne i opory toczenia lepsze od konwencjonalnych samochodów, nie przyczyniają się też w ogóle do redukcji emisji.

Po co więc zwiększać emisje?

Wyjaśnienie można znaleźć w śledztwie przeprowadzonym przez Financial Times oraz w oficjalnym briefingu, do którego gazeta miała dostęp.

Musimy wziąć pod uwagę, że protokół testowania WLTP jest podstawę do obliczania przyszłych celów redukcji emisji na lata 2025 i 2030 w europejskim przemyśle motoryzacyjnym.

W 2025 r. celem jest redukcja o 15% w stosunku do emisji CO2 w 2020 r. Prezentując wartości rzekomo zmanipulowane i sztucznie zawyżone w 2021 r. ułatwiłoby osiągnięcie celów na 2025 r., mimo że nie zostały one jeszcze zdefiniowane pomiędzy regulatorów i producentów.

Po drugie, pokazałby Komisji Europejskiej niemożność spełnienia narzuconych celów, dając budowniczym większą siłę przetargową w ustalaniu nowych, mniej ambitnych i łatwiejszych do osiągnięcia limitów emisji.

Na chwilę obecną nie zidentyfikowano producentów, którzy według Komisji Europejskiej manipulowali wynikami badań homologacyjnych.

Po Dieselgate producenci samochodów obiecali zmianę i rozwiązaniem będą nowe testy (WLTP i RDE). Teraz jest jasne, że wykorzystują te nowe testy do podważania i tak już słabych norm CO2. Chcą dotrzeć do nich przy minimalnym wysiłku, więc nadal sprzedają Diesel i opóźniają przejście na samochody elektryczne. Jedynym sposobem, w jaki ta sztuczka zadziała, jest współpraca wszystkich producentów… Naprawienie podstawowego problemu nie wystarczy; muszą istnieć sankcje, aby położyć kres powszechnemu oszustwom i zmowie w branży.

William Todts, dyrektor generalny T&E (transport i środowisko)

Źródło: Czasy finansowe

Zdjęcie: MPD01605 Visualhunt / CC BY-SA

Czytaj więcej